Więc zostałem dźgnięty w Kolumbii

Wysłany: 04/02/2019 | 2 kwietnia 2019

Uwaga redaktora: od dawna wahałem się o tym, ponieważ nie chciałem odłożyć ludzi na Kolumbii ani nie utrwalam mitu, że niebezpieczeństwo czai się za każdym rogiem. Jak możesz powiedzieć z moich postów tutaj, tutaj, tutaj i tutaj, naprawdę lubię ten kraj. Mam na myśli, że to niesamowite. (I będzie jeszcze wiele postów na blogu na temat tego, jak świetnie jest.) Ale bloguję o wszystkich moich doświadczeniach – dobrych lub złych – a ta historia jest dobrą lekcją na temat bezpieczeństwa podróży, znaczenia zawsze przestrzegania lokalnych porad i tego, co się dzieje Kiedy przestajesz to robić.

“Nic ci nie jest?”

“Tutaj. Usiądź.”

„Czy potrzebujesz wody?”

Zgromadził się wokół mnie rosnący tłum, wszystkie oferujące pomoc w takiej czy innej formie.

„Nie, nie, nie, wierzę, że wszystko będzie dobrze”, stwierdziłem, że machał je. „Jestem trochę oszołomiony”.

Moje ramię i plecy pulsowały, gdy próbowałem odzyskać opanowanie. „Będę naprawdę obolały rano” – pomyślałem.

“Chodz, chodz, chodz. Nalegamy – powiedziała jedna dziewczyna. Poprowadziła mnie z powrotem na chodnik, gdzie ochroniarz zapewnił mi krzesło. Usiadłem.

“Jak masz na imię? Oto trochę wody. Czy jest ktoś, kogo możemy zadzwonić? ”

“Nic mi nie będzie. Nic mi nie będzie ”, ciągle odpowiadałem.

Moje ramię pulsowało. „Uderzenie się” – stwierdziłem sobie.

Odzyskując opanowanie, powoli zdjąłem kurtkę, którą miałem na sobie. I tak byłem równie obolały na wszelkie szybkie ruchy. Musiałem zobaczyć, jak złe były siniaki.

Gdy to zrobiłem, z tłumu zdeszczyło się z powodu tłumu.

Moje lewe ramię i ramię kapała krwią. Moja koszula została przemoczona.

„Cholera”, stwierdziłem, zdając sobie sprawę, co się stało. „Wierzę, że właśnie się nożem”.

***
Istnieje przekonanie, że Kolumbia jest niebezpieczna, że ​​pomimo wielkości wojen narkotykowych, niebezpieczeństwo czai się wokół większości zakrętów i musisz być naprawdę ostrożny.

To nie jest całkowicie nieuzasadniona percepcja. Drobna przestępczość jest niezwykle powszechna. 52-letnia wojna domowa zabiła 220 000 osób-chociaż na szczęście liczba ta znacznie spadła od umowy pokojowej w 2016 r.

Chociaż jest mało prawdopodobne, że zostaniesz wysadzony, losowo zastrzelony, porwany lub ransomowany przez partyzantów, bardzo prawdopodobne jest, że zostaniesz zebrany lub napadnięty. W Kolumbii odbyło się ponad 200 000 rabantów z bronią. Podczas gdy gwałtowne przestępstwa spadały, drobna zbrodnia i napad trwały.

Zanim pojechałem do Kolumbii, usłyszałem niezliczone historie o drobnej kradzieży. Będąc tam, słyszałem jeszcze więcej. Mój przyjaciel został okradziony trzy razy, ostatni raz w prochu podczas jego metody spotkania na obiad. Zarówno mieszkańcy, jak i emigranci powiedzieli mi dokładnie to samo: pogłoski o drobnej kradzieży są prawdziwe, ale jeśli trzymasz rozum, postępuj zgodnie z zasadami i nie flashuj swoich kosztowności, wszystko będzie dobrze.

Jest w tym nawet lokalny wyraz: „No dar papaya” (nie daj papai). Zasadniczo oznacza to, że nie powinieneś mieć czegoś „słodkiego” na otwartej przestrzeni (telefon, komputer, zegarek itp.), Co czyni cię celem. Ukrywaj swoje kosztowności, nie wędruj po lokalizacjach może cię wykorzystać.

Słuchałem takiej rady. Nie nosiłem słuchawek publicznie. Nie wyciągnąłem telefonu, dopóki nie byłem w grupie lub restauracji, ani zupełnie pewien, że nikt inny nie był w pobliżu. Wziąłem ze sobą wystarczająco dużo pieniędzy na ten dzień, kiedy opuściłem hostel. Ostrzegałem kumpli przed użyciem fantazyjnej biżuterii modowej lub zegarków podczas ich odwiedzania.

Ale im dłużej gdzieś jesteś, tym bardziej jesteś samozadowolony.

Kiedy widzisz mieszkańców na swoich telefonach w zatłoczonych obszarach, turyści tysiąc dolarów i młodzież korzystających z Airpods i Apple Watches, zaczynasz myśleć: „OK, w ciągu dnia nie jest tak źle”.

Im więcej nic ci się nie przydaje, tym bardziej obojętny dostajesz.

Nagle wyjdziesz z kawiarni z telefonem, nawet nie wierząc w to.

W twoich rękach jest papa.

I ktoś chce to wziąć.

***
To było blisko zachodu słońca. Byłem na ruchliwej ulicy w La Candelaria, głównym obszarze turystycznym Bogoty. Kawiarnia, w której byłem zamykany, więc nadszedł czas, aby znaleźć gdzieś nowe. Postanowiłem udać się do hostelu, aby dokończyć trochę pracy i skorzystać z Happy Hour.

Byłem w Bogocie od kilku dni, ciesząc się miastem, które większość ludzi komponuje. Był do tego apel. Nawet w turystycznym punkcie Hotspot La Candelaria nie było tak gringofid jak Medellín. Wydawało się to najbardziej autentyczne ze wszystkich dużych kolumbijskich miast, które odwiedziłem. Kochałem to.

Opuściłem kawiarnię z telefonem, wypełniając wiadomość tekstową. Zamknęło mi umysł, żeby go odłożyć. Na zewnątrz było wciąż lekki, wokół były tłumy i dużo bezpieczeństwa. Po prawie sześciu tygodniach w Kolumbii z zadowoleniem zadowoliłem się w takich okolicznościach.

„Co się naprawdę wydarzy? Nic mi nie będzie.”

Trzy kroki poza drzwiami czułem, że ktoś posprząta mi. Na początku wierzyłem, że tak byłosomebody running past me up until I quickly realized that a guy was trying to take my phone out of my hand.

Fight or flight set in — and I fought.

“Get the fuck off me!” I yelled as I wrestled with him, keeping an iron grip on my phone. I tried pushing him away.

“Help, help, help!” I shouted into the air.

I keep in mind distinctly the confused look on his deal with as if he had expected an easy mark. That the phone would slip out of my hand and he’d be gone before anyone could catch him.

Without a word, he started punching my left arm, and I continued to resist.

“Spadaj! Pomocy pomocy!”

We tussled in the street.

I kicked, I screamed, I blocked his punches.

The commotion triggered people to run toward us.

Unable to dislodge the phone from my hand, the mugger turned and ran.

***
After people assisted me sit down and the adrenaline used off, I got lightheaded. My ears rang. I had difficulty focusing for a few moments.

Blood was dripping with my soaked shirt.

“Fuck,” I stated looking at my arm and shoulder.

I tried to compose myself.

Having grown up surrounded by physicians and nurses, I ran with a quick “how bad is this” checklist in my mind.

I made a fist. I could feel my fingers. I could move my arm. “OK, I most likely don’t have nerve or muscle damage.”

I could breathe and was not coughing up blood. “Ok, I most likely don’t have a punctured lung.”

I could still walk and feel my toes.

My light-headedness dissipated.

“OK, there’s most likely not as well much major damage,” I thought.

Words I didn’t comprehend were spoken in Spanish. A doctor shown up and assisted clean and put pressure on my wounds. A young lady in the crowd who spoke English took my phone and voice-texted my only friend in Bogotá to let her know the situation.

As an ambulance would take as well long, the police, who numbered about a dozen by now, packed me onto the back of a truck and took me to a hospital, stopping web traffic on the method like I was an honored dignitary.

Using Google equate to communicate, the police inspected me in at the hospital. They took down as much information as they could, showed me a picture of the attacker (yes, that’s him!), and called my friend to update her about where I was.

As I waited to be seen by the doctors, the owner of my hostel showed up. After having taken my address, the cops had phoned up the hostel to let them know what occurred and she had rushed down.

The hospital personnel saw me quickly. (I suspect being a stabbed gringo got me quicker attention.)

We went into one of the examination rooms. My shirt came off, they cleaned my arm and back, and assessed the damage.

I had five wounds: two on my left arm, two on my shoulder, and one on my back, little cuts that broke the skin, with two appearing like they got into the muscle. If the knife had been longer, I would have been in serious trouble: one cut was right on my collar and another especially close to my spine.

When you believe of the term “stabbing,” you believe of a long blade, a single deep cut into the abdomen or back. You picture somebody with a extending knife being rolled into the hospital on a stretcher.

That was not the case for me. I had been, more colloquially correct, knifed.

Badly knifed.

But just knifed.

There was no blade extending from my gut or back. There would be no surgery. No deep lacerations.

The wounds wouldn’t need any more than antibiotics, stitches, and time to heal. Dużo czasu. (How much time? This occurred at the end of January and it took two months for the bruising to go down.)

I was stitched up, taken for an X-ray to make sure I didn’t have a punctured lung, and needed to sit around for another six hours as they did a follow-up. My friend and hostel owner stayed a bit.

During that time, I booked a flight home. While my wounds weren’t serious and I could have stayed in Bogotá, I didn’t want to danger it. The hospital refused to give me antibiotics and, being a bit suspicious of their stitching job, I wished to get checked out back home while everything was still fresh. When I was leaving the hospital, I even had to ask them to cover my wounds. They were going to leave them exposed.

It’s better to be risk-free than sorry.

***
Looking back, would I have done anything differently?

It’s easy to say, “Why didn’t you just give him your phone?”

But it’s not as if he led with a weapon. had he done so, I obviously would have surrendered the phone. This kid (and it turned out he was just a kid of about 17) just tried to grab it from my hand, and anyone’s natural instinct would be to pull back.

If somebody stole your purse, took your computer while you were utilizing it, or tried to grab your watch, your initial, primal reaction wouldn’t be, “Oh well!” It would be, “Hey, give me back my stuff!”

And if that stuff were still connected to your hand, you’d pull back, shout for help, and hope the mugger would go away. especially when it’s still daytime and thw pobliżu są tłumy. Nie zawsze możesz zakładać, że rabier ma broń.

Na podstawie informacji, które miałem w tym czasie, nie sądzę, że zrobiłbym coś inaczej. Natura właśnie się włączy.

Rzeczy mogło być o wiele gorzej: nóż mógł być dłuższy. Mógł mieć broń. Mógłbym odwrócić się w niewłaściwy sposób, a to małe ostrze mogło uderzyć w poważną tętnicę lub moją szyję. Nóż był tak mały, że nawet nie czułem go podczas ataku. Dłuższe ostrze mogło mnie wywołać, aby odrzucić więcej i upuścić telefon. Nie wiem. Gdyby był lepszym muggerem, byłby kontynuowany, a ja nie byłbym w stanie nadrobić zaległości, gdy ruch do przodu sprawił, że telefon opuścił moją rękę.

Permutacje są nieograniczone.

To była również kwestia pecha. Niewłaściwy czas i niewłaściwe miejsce. Mogło mi to przyjechać wszędzie. Możesz być w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie w milionach lokalizacji i w milionach sytuacji.

Życie jest ryzykiem. Nie radzisz sobie z tym, co dzieje się dla ciebie w chwili, gdy wychodzisz za drzwi. Wierzysz, że jesteś. Uważasz, że masz uchwyt w tej okoliczności – ale potem wychodzisz z kawiarni i masz noża. Wsiadasz do samochodu, który wypadło lub helikopter, który spada, jesz jedzenie, które cię hospitalizuje lub, pomimo najlepszych wysiłków zdrowotnych, spadają martwy z zawału serca.

Wszystko może ci się przydarzyć w dowolnym momencie.

Planujemy, jakbyśmy byli pod kontrolą.

Ale nie zarządzamy niczym.

Wszystko, co możemy zrobić, to zarządzać naszą reakcją i reakcjami.

Naprawdę lubię Bogota. Naprawdę lubię Kolumbię. Jedzenie było smaczne, a sceneria zapierała dech w piersiach. Przez cały czas, ludzie byli dociekliwi, przyjaźni i szczęśliwi.

A kiedy to się stało, podziwiałem wszystkich ludzi, którzy mi pomogli, którzy zostali ze mną, dopóki nie przyjechała policja, wielu funkcjonariuszy policji, którzy pomagali mi na wiele sposobów, lekarzy, którzy poszli do mnie, właściciela hostelu, który skończył Będąc moim tłumaczem i moim przyjacielem, który jechał godzinę, aby być ze mną.

Wszyscy przeprosili. Wszyscy rozumieli, za co rozumie Kolumbia. Chcieli dać mi znać, że to nie była Kolumbia. Uważam, że czuli się gorzej z powodu ataku niż ja.

Ale to doświadczenie przypomniało mi, dlaczego nie możesz polegać na samozadowoleniu. Zapewniłem papaję. Nie powinienem był wydać telefonu. Kiedy opuściłem kawiarnię, powinienem ją odłożyć. Nie miało to znaczenia pora dnia. Taka jest zasada w Kolumbii. Ukryj swoje kosztowności. Zwłaszcza w Bogocie, która ma wyższy wskaźnik drobnego przestępstwa niż w innym miejscu kraju. Nie postępowałem zgodnie z radą.

I z tego powodu miałem pecha. Często często wypowiadałem telefon i z każdym nie incydentem stawałem się coraz bardziej zrelaksowany. Ciągle upuszczałem ochronę.

To, co się wydarzyło, było pechowe, ale nie musiało się to zdarzyć, gdybym przestrzegał zasad.

Właśnie dlatego ludzie zawsze ostrzegali mnie, żebym był ostrożny.

Ponieważ nigdy nie wiesz. W porządku, dopóki nie będziesz.

To powiedziawszy, nadal masz problem. Wszystkie te przypadki, o których mówiłem? Wszyscy zaangażowani ludzie łamie rządy Ironclad „No Dar Papaya” i albo mają coś cennego naszego lub spacerującego samotnie w nocy w obszarach, których nie powinni mieć. Nie łam reguły! Mogło mi się to przyjąć w dowolnym miejscu na świecie, gdzie nie przestrzegałem zasad bezpieczeństwa, które powinno pomóc zminimalizować ryzyko.

Ale wiedz również, że jeśli wpadniesz w kłopoty, Kolumbijczycy ci pomogą. Od mojego właściciela hostelu po gliniarzy po ludzi, którzy siedzieli ze mną, gdy przyszło to do przypadkowego faceta w szpitalu, który dostarczył mi czekoladę, okazuje się, zawsze możesz polegać na hojności nieznajomych. Ułatwili wstrząsającą wrażenia.

Nie pozwolę, aby ten dziwny incydent zmienił mój pogląd na tak fantastyczny kraj. Wróciłbym do Kolumbii, dokładnie tej samej metody, w której wsiadłbym do samochodu po wypadku samochodowym. W rzeczywistości byłem strasznie zdenerwowany. Miałem fantastyczny czas

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *